Najnowsze komentarze
Parę lat minęło od naszego wyjazdu...
Siema raz gdy jechałem mojom suzi ...
A co do samego ssania, to nie pole...
A co niby tym sieca sie dzieje prz...
Jakie były orginalne świece do Suz...
Więcej komentarzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki

05.07.2010 12:52

Jeszcze więcej much -pierwsza wyprawa średniego zasięgu

Do tej pory moje trasy ograniczały się do zasięgu ok 150 km w jedną stronę. Od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie przejechać się gdzieś dalej. Tym razem postanowiłem zrealizować to zamierzenie.

10:00 -Pobudka

Obudziłem się w sobotni poranek z myślą, że trzeba coś zrobić. Wstałem tak ok. godziny 10:00. Długo i przyjemnie się spało :).

11:00 -Śniadanie -jajecznica.

Zrobiłem skromne śniadanie sobie i żonie, które wspólnie z nią skonsumowałem. Po posiłku, powoli, leniwie doprowadziłem się do stanu reprezentacyjnego, który pozwoli na pokazanie się ludziom na ulicy.Myślę sobie, że w najbliższych dniach nie powinno padać, więc wypada w końcu przeczyścić bandytę. Cały wahacz w smarze i innym brudzie. Plastki pełne pozostałości po kolizjach z owadami. Czy mam wszystko, czego mi potrzeba? Nie, przydałaby się benzyna ekstrakcyjna.

13:00 -Wyprawa na stację benzynową

Lekko po południu, chyba ok 13:00 -pojechałem na stację, dokonać zakupu. Po paru minutach powróciłem z zakupionym środkiem... Od czego by tu zacząć? Taaak, potrzeba miski, jakiejś szmatki i płynu do mycia naczyń, aby plastiki znowu zaczęły lśnić. Zaraz, zaraz! To nie tak! Nie tak powinna wyglądać sobota! Nie! Już od dwóch miesięcy chodziło mi po głowie pragnienie, by w weekend zaliczyć jakąś dłuższą trasę po Polsce! Niech sobie bandzior świeci brudem, on ma przede wszystkim jezdzić!

Mój dobry kolega, partner od śmigania na motocyklach, niestety wyjechał swoim fazerem do Łodzi. Nie ma z kim pojechać. Co tu zrobić? Gdzie pojechać? Wiem! "Wiesz co? A może przejadę się do Krakowa?" -palnąłem nagle do żony. Spojrzała na mnie jak na wariata. "No wiesz, od dawna mam chęć gdzieś dalej się przejechać, to może odwiedziłbym Grześka i Natalię...". Biedna ta moja żona ;) Po chwili wybrałem numer Grzeska i zapytałem, co dziś robi, czy mają czas wieczorem. Zaproponowałem odwiedziny, zaznaczając, że wiąże się to z noclegiem u nich. Zgodzili się bez problemu. SMSem przysłali dokłądny adres. Zaraz po telefonie zająłem się pakowaniem niezbędnych rzeczy. W międzyczasie zapytałem żony, czy chciałaby ze mną pojechać, ale okazało się, że ma już jakieś plany (zakupy z mamą). Poza tym, tak długiej trasy nie robiłem jeszcze sam, a co dopiero z Nią...

14:10 -Wyjazd

Bandzior odpalony, tankbag zapakowany, plecak osiatkowany na miejscu pasażera, łańcuch nasmarowany, trasa wstępnie rozpoznana na mapie, słuchawki od GPS w uszach. Można jechać. Okęcie, wylotówka na Kraków. Spotkałem ekipę ziomków lecącą na Wrocław. Kawałeczek jechaliśmy razem. Śmiganie między samochodami odbywało się bez problemów. W Jankach oni pojechali na Wrocław, a ja na Kraków. Pozdro ;) Upał daje się we znaki, bo jeszcze nie ma gdzie się rozpędzić. Powoli, ruch się przerzedza. Można nawet przycisnąć. Nie słyszę już, co "bandzior do mnie mowi", bo zagłusza go huk wiatru (a tłumik bandyta ma głośny).

Za moment Radom, zjeżdżam na stację, żeby kupić coś do picia i odpalić GPS. Ręce odczuwają dziwne wibracje, są jakby lekko zdrętwiałe. Czuję, jakbym nadal trzymał je na kierownicy. Stopy też wibrują ;). Pięciominutowa przerwa zakończona, płyny uzupełnione. Jadę dalej.

Radom

Chwali się, że miasto to posiada ładne i czytelne oznaczenia, nie ma potrzeby używać GPS'a. Drogowskazy pokrywają się w pełni z tym, co doradza "Helga" z Automapy ;). Tylko troche świateł za dużo. Po parunastu minutach jestem już znowu na międzymiastowej. Niestety, już jednopasmowej. W międzyczasie zacząłem rozważać tankowanie. Zjechałem na jedną ze stacji. Po paru minutach powróciłem na zaplanowany szlak. Czas leci, kilometry również. Niestety, droga jednopasmowa, w dodatku nieustannie przebiegająca poprzez tereny zabudowane, prowokuje "sierotki drogowe" do nadgorliwości. Sznur samochodów wlecze się niemiłosiernie 40 km/h za każdym znakiem fotoradaru. MASAKRA! Co jakiś czas trafiam na dziwne odcinki drogowe, gdzie nagle moja część szosy zyskuje dodatkowy pas. Jakież jest moje zdziwienie, gdy pas ten kończy się po paruset metrach! Z kolei dwa pasy ruchu zyskują ci jadacy z przeciwka. I tak w kółko. Z początku jestem wkurzony na projektanta drogi. Z czasem zacząłem doceniać te "szybsze odcinki", wykorzystując je do zostawiania w tyle sierotek drogowych. W międzyczasie bateria w GPS zaczyna zdychać. Zatrzymuję się na poboczu, żeby ją wymienić na drugą. Jadę dalej.

Skarżysko kamienna

Droga obfituje w wiele odcinków remontowanych, które przekształcają się w obwodnicę (chyba). Niestety. jeszcze nie gotową. Z daleka już zauważyłem coś dziwnego. Jadę drogą, która opada. Następnie gdzieś daleko patrzę, jak wznosi się, wznosi, wznosi... Cholera, co to? Skocznia narciarska? Bandzior dzielnie daje radę pod górę. Niestety, nie ma się jak wykazać. Ograniczenia prędkości stopniowo: 70 60 50 40 30... (!) Zmiana organizacji ruchu, pachołki, żwir. W końcu! W końcu normalna droga.

Obwodnica Kielc.

Pusta dwupasmówka. Aż się prosi, by przycisnąć. Instrukcja obsługi Bandita stwierdza, że prędkość maksymalna tego dwukołowca wynosi 200 km/h. Ja wiem, że tyle to on jedzie przy 9-10 tyś rpm, na szóstce. Obroty kończą się jakos na 14 tyś. Konkluzje nasuwają się same ;)

Dalej, za kielcami droga może nie jest wzorowa, ale daję radę. Idzie sprawnie. Po jakimś czasie zaczynają się niezłe winkle. Na jednym nawet zwątpiłem, czy się wyrobię ;). W którejś miejscowości jadę za taksówką. Po prawej z posesji dostrzegam wyjeżdżający przystrojony do ślubu samochód. Sprzęgło, przygazówka do 14 tyś, na szczęście młodej parze ;). Taksówkarz przede mną chyba pomyślał, że to do niego i zjechał na pobocze, aby mi ustąpić... ALE SIARA!

Kraków.
Wjazd do Krakowa jest koszmarny. Dziury, remonty, nieudolna tymczasowa organizacja ruchu i jeszcze raz dziury. Potem już lepiej. Jadę prosto, tak, jak wjechałem. Lewa w górę (a na światłach prawa ;P), gdy mijam tutejszych i nietutejszych motonitów. W którymś momencie zjechałem, by sprawdzić, czy Helga nie zdechła, bo coś dawno nie słychać GPSowych porad. Żyje. Wprowadziłem szczegółowe namiary adresowe. Idzie szybko. Ok 18:10 byłem już na miejscu. W mieszkaniu czekał już na mnie schłodzony browarek ;) i kolacja. Z Grzeskiem i Natalią nie widziałem się kawał czasu, więc jest o czym pogadać. Gościna jest przednia :). W nocy, jakiś komarzy komandos usiłował pomścić tysiące jego rodaków, uśmierconych w starciu z Banditem oraz moim kaskiem. Został jednak zmylony, gdy wsunąłem się całkowicie pod koc.

Niedziela, 10:00

W końcu zwlokłem się z łóżka. Zjadłem śniadanie z Grześkiem i jego rodziną. Następnie zacząłem rozważać powrót. Otrzymałem sugestię, by objechać miasto autostradą, do której było bardzo blisko. Zasugerowano mi nawet trasę przez Częstochowę, jeśli nie szkoda mi benzyny. Analiza trasy wskazała mi Łódź jako punkt na szlaku powrotnym.

Przejechana trasa 

(Na rysunku: 1-2 Sobota, 2-3-4 Niedziela)

Telefon do kumpla na fazerze:

- Cześć, o której chcesz wracać z Łodzi do Warszawy?
- No właśnie miałem zamiar jechać jakoś niedługo, a co?
- Bo widzisz, jestem w Krakowie i tak kombinuję, żeby jechać przez Łódź. Moglibyśmy razem śmignąć do Wawy...

Ustalone. Postanowione. Grzesiek podjechał ze mną kawałek samochodem, by pokazać mi trasę do autostrady i to, jak jechać zgodnie z moim postanowieniem. Spakowałem się, pożegnałem i pognałem na A4.

W końcu A4 

Za bramkami poboru opłat zjechałem zatankować. Do pełna. Spotkałem małżeństwo motocyklistów: On na Hondzie CBR 1100 XX, ona Yamaha Thundercat. Obmyłem kask z wczoraj upolowanych owadów. Chwila pogadanki, bo kolejka do dyspozytora spora.  Następnie spora kolejka do kasy. Znowu zakup napoju. Pożegnanie, z motonitami, jedynka zapięta, bandzior przyjemnie pomrukuje.

A4 -szał wolności

Mam świadomość opóźnienia. Wyjechałem pół godziny za późno, w stosunku do ustaleń z kolegą, który przeze mnie musiał czekać 3 godziny w Łodzi. Dodatkowo chyba ze 20 minut zeszło mi na stacji. Ale teraz już nic mnie nie powstrzyma. 5/6'tka nieustannie pracują. Obroty od 6 do 9 tys. Bagaż dzielnie się trzyma i nie sprawia nawet wrażenia, jakby miał zamiar zmienić swoją lokalizację na motocyklu. W pewnym momencie zauważyłem, że prędkościomierz pokazuję wartość z dwoma zerami. Nawet nie odczułem tego. Jadę tak dalej, bo jedzie się przyjemnie. Czasem zwalniam trochę, by odpocząć. Zadziwiają mnie kierowcy samochodów, mijający mnie z prędkością grubo ponad 200 km/h. Czasem redukuję prędkość, widząc ograniczenie do 100km/h.  Ograniczenie do 100km/h! Jak to dziwnie i kosmicznie wygląda w Polsce!

Druga bramka poboru.

To już jest chamskie! Zapłaciłem za przejazd następnym odcinkiem. Ale zjazdz autostrady był 2 km dalej! Jakby nie mogli go zrobić przed bramkami, albo bramek przesunąć o te 2 km! Zwyczajne zdzierstwo. Zjechałem z A4, na coś, co przypomina zdezelowaną ekspresówkę. Prędkośći o wiele mniejsze. Od cholery dziur, łąt i w dodatku prawy pas wyłączony z ruchu. Porażka. Do Łodzi jeszcze kawał, a kolega czeka...

Bandzior dzielnie walczy. W końcu prawy pas jest znowu dostępny. Niestety, przeokrutnie przeorany koleinami i dziurami. Mijam jakąć grupkę motonitów. Pozdrowionka, lewa itp. Jakiś polityk lub dyplomata ostro pocina na rządowych numerach. Aż wstyd, gdy mnie wyprzedza ;).

Zakręty, proste, prędkość przelotowa, wartości niepoprawne politycznie. Wiatr tak ciśnie kask, że nosem szoruję o szybę wizjera. No i zrobili mi zdjęcie pamiątkowe. Mam tylko nadzieję, że z przodu. Przed Łodzią SUPRISE! Pyr pyr... cisza. Cholera, rezerwa. Postój na poboczu, przełączenie kranika na rezerwę. Jak wiadomo powszechnie, bandit nie ma wskaźnika paliwa ani lampki rezerwy. Jak już czas na rezerwę to... po prostu wiadono :). Rozruch, silnik zacharczał, zaczął znowu brać paliwo. No to szukamy stacji. Wbrew zwyczajom, z braku czasu, z powodu zdychającego GPSa, zatankowałem tylko 10 litrów. Na szybko powiadomiłem kolegę z drugiego telefonu, że już jestem w pobliżu. Znowu podał mi adres. Miałem nadzieję, że podpytam ludzi w Łodzi, jak trafić na tę ulicę. Okazało się, że jest to ulica wjazdowa! Ale fuks...

Łódź. Dziwne ulice.

W Łodzi nie jedno mnie zadziwiło. Pomysłowość drogowców i ich radosna twórczość przyćmiła piękne miejsca w tym mieście. Zamiast podziwiać i oglądać miejsce w którym nigdy wcześniej nie byłem, martwiłem się, w jaki sposób dostać się na drugą stronę skrzyżowania, gdy wszystkie możliwe pasy ruchu skręcają w lewo albo w prawo. Po drugiej stronie skrzyżowania, dziwnym trafem ruch w sprzyjającym dla mnie kierunku jest dozwolony, ale metody na przejechanie tam wprost nie ma. Zdecydowałem się objechać, co było trafną decyzją. Po paru minutach spotkałem się z kolegą. W międzyczasie natknęliśmy się na stunterów z jakiejś znanej Łódzkiej grupy. Jeszcze tylko tankowanie do pełna i pocinamy pełną parą (a raczej spaliną) do stolicy.

Wąskie drogi i przejazd kolejowy.

Kolega na fazerze przemierza tę trasę regularnie. Ja jechałem tamtędy po raz pierwszy. Nic dziwnego, że zostawałem w tyle. Na dodatek trafiłem na przejazd kolejowy, gdy zamykano rogatki. No cóż, 5 minut zleciało, a pociągi były tylko dwa. No ładnie! Jak zauważy, że mnie nie ma, to jeszcze pomyśli, że gdzieś się rozwaliłem... Dróżnik podniósł szlaban, a ja wyrwałem na jedynce do 12 tyś obrotów. Pocinam ostro, by nadrobić. Po jakichś dwóch kilometrach minąłem się z kumplem, który wrócił się by mnie szukać ;). Niektóre winkle potrafią zaskoczyć. Czasem nawet ciarki przechodzą po plecach.

Dalej dalej, kółka Gadżeta ;)

Rwiemy do stolicy. Ruch coraz większy. Co jakiś czas zotaję w tyle. Co parę kilometrów skrzyżowania z sygnalizacją. Zaczynam doeceniać hamowanie pulsacyjne. Znacznie skraca drogę hamowania. Przed Nadarzynem patrol. Coś mi się ubzdurało, że kumpla mi zatrzymali. Po kilku próbach dodzwoniłem się. Moje obawy były bezpodstawne. W okolicach Okęcia ruch ostro zagęszczony. Zarzynam silnik na jedynce, ale przynamniej mnie puszkownicy słyszą. Daje radę jechać. Później już lepiej. Na ślimaku trasy łazienkowskiej robię spóźnioną redukcję. Koło ucieka paredziesiąt centymetrów. Noga w pogotowiu do podparcia, ale zero stresu. Kolega wystraszył się, ze najechałem na plamę oleju. Jeszcze parę minut i w domu. Pożegnalna pogawędka. Podziwiamy obaj kaski ponabijane owadami.

Jeszcze wiecej much 

Komentarze : 14
2010-10-22 09:46:20 strunka_k-k

Świetnie się czyta... mam nadzieję, że jak już będę miała moto to też znajdzie się jakaś brać motocyklowa, która będzie chętnie wyjeżdżała na takie wycieczki. :)

2010-08-10 21:46:48 Kamil

Elegancka relacja fajnie sie czyta. Czekam na dalsze wpisy :)

2010-08-02 19:17:32 bandziorro

Dlatego go nie wycialem ze zdjecia ;)

2010-08-02 18:11:56 zbigniew z raciborza

Najlepszy jest kot siedzący obok kasku :D

2010-07-21 11:32:51 Pokers39

Przeczytałem to z zapartym tchem i jestem pod wrażeniem, muszę wrócic do wczesniejszych notek.

Wiesz wracając do mnie: nakeda miałem na przeglądzie i poprosiłem, żeby zrobili mi te kable, ale bardziej to jeszcze zje... no, a ja z braku czasu i lenistwa nie zrobiłem tego.

Pozdrawiam.

2010-07-06 10:32:08 echo

dobra wyprawa, niezła przygoda z tym taksiarzem ale siara haha :D

2010-07-05 22:47:18 małżowinka

Szanowna małżonka mówi stanowcze nie 4-godzinnemu siedzeniu na 4 literach.

2010-07-05 21:29:01 irongreg

No bandzior zapraszam Cię ponownie do miasta KRK!
Tym razem z szanowną małżonką:)
Pzdr.

2010-07-05 17:46:29 Kaz

nooo prawa tez mi cos tu "smierdzialo" ;)
na tej autostradzie to miales szczescie ze Ci madnatu nie dali- spowalniasz ruch placac za przejzadz ( zdazaly sie takie przypaki ) :S ;)
z wawy to krakusa ? daleko sie zaposcil :D

2010-07-05 17:24:44 bandziorro

Haha, racja bolo, juz poprawiam. Ale jak stoisz na skrzyzowaniu z zapietym biegiem to wtedy prawa :P

2010-07-05 17:15:01 bolo

...hmmm...prawa w góre ? zawsze myslalem, ze to lewa w góre zwykle idzie, bo prawa jakby rolgaz sie trzyma...:)) ...no ale cóz...mozna i tak widocznie :)))

2010-07-05 16:57:13 bandziorro

Wciąga :) żałuję jedynie, że nie wziąłem aparatu ze sobą. Jednak lekkość ekwipunku była priorytetem. Poza tym wypadałoby zamontować aparat na baku ;)

2010-07-05 16:55:02 Kampiszon

Mimo paru mniejszych lub większych wad takie latanie wciąga nie :D ?

2010-07-05 15:40:18 Ruda

bardzo przyjemna lektura opisu Twojej podrozy, usmiech cisnie sie na usta, a kask sprawia wrazenie jakby takze sam mial zaraz wcisnac sie na glowe :D

  • Dodaj komentarz