Najnowsze komentarze
Your veterinarian will perform a t...
Parę lat minęło od naszego wyjazdu...
Siema raz gdy jechałem mojom suzi ...
A co do samego ssania, to nie pole...
A co niby tym sieca sie dzieje prz...
Więcej komentarzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki

01.09.2010 19:57

Kłomino 2010-Wyprawa do miasta widmo

Kurde, zrobiłbym jakąś ostrą wyprawę. Pomysł sam wpadł do głowy: polskie miasto widmo -osiedle opuszczone przez rodziny żołnierzy radzieckich po 1995 roku. Tylko kto by ze mną pojechał? Pytałem kolejnych kumpli, ale niestety nie mieli takiej możliwości... Jeden urlopu nie dostanie, drugi nie ma kasy, trzeciemu motocykl pali jak smok, a czwarty ma za dużo punktów na koncie;) Kurde, żeby tylko była choć jedna osoba chętna... [WIĘCEJ ZDJĘĆ W GALERII OBOK]

Kłomino 

 

Lato się kończy, sezon niedługo też. Trzeba coś zrobić

Trzeba jechać w ciekawe miejsce. A że wśród znajomych cienko było z entuzjazmem dla moich szalonych pomysłów, puściłem temat na forum PBC oraz na forum Ścigacza. Z założenia, wyprawa miała być raczej dla facetów, którzy nie boją się ubrudzić a są wystarczająco szaleni, by zgodzić się na wyjazd 450 km w 1 stronę podczas wątpliwej pogody. Tym sposobem, udało mi się zebrać doborową drużynę żądnych wrażeń i testosteronu facetów. Każdy z nas jest po trochu niegrzecznym chłopcem, który lubi igrać z brudem, zimnem i opuszczonymi przez świat miejscami. Żeby było śmieszniej, każdy z nas był związany z informatyką. Jeszcze śmieszniej, że wyszła nam całkiem zabawna zbieżność imion: 2x Marcin i 2x Łukasz ;) no i zbieżność marki motocykli: każdy dysponował Suzi. Same zbiegi okoliczności ;)

Nasze kobiety , zapewne przywykły do szalonych pomysłów ich facetów. Wiedzą, że ich duże dzieci muszą się czasem pobawić, pobrudzić, poszwędać ;). Może nie przyznają tego otwarcie, ale to jest jedna z tych rzeczy, za które kocha się facetów ;). Dlatego raczej jakiegoś sprzeciwu z ich strony nasze grono nie zanotowało. Chociaz w myslach pewnie przemknęło im coś w stylu "Ehh, ten mój wariat..."

Trasa, jaką ustaliliśmy na spotkaniu, miała przebiegać tak:

Trasa pierwszego dnia

Ponieważ w sobotę miałem wesele znajomych mojej żony, następna sobota również zaplanowana z góry, cały wyjazd odbył się w niedzielę i zakładał powrót w poniedziałek. Kolegom, towarzyszom tułaczki, pomysł z jednodniowym urlopem przypadł do gustu. Tak więc o godzinie 9:20 wyruszyliśmy we 3 w trasę, z Warszawy, po drodze zbierając kolegę ze stacji w Błoniu. Oczywiście, żeby nie było za łatwo, trafiliśmy najpierw na nie tą stację Orlenu co trzeba. 1000 metrów dalej znajdowała się właściwa. Po drodze złapał nas lekki deszcz, więc ubraliśmy kombi przeciwdeszczowe i teraz bandziorro ładnie świecił na czerwono, jak lampa STOP'u w motocyklu. Przynajmniej byłem widoczny ;)

Z Błonia wyruszyliśmy już pełnym składem "grupy Warszawskiej": Pan Wiewórka, Mors Stefan oraz Obiezyswiat i Bandziorro. Zwartą hordą motocyklistół, szachownicowym szykiem pędziliśmy... no może wlekliśmy się do celu ;). NIGDY w życiu nie jechałem tak maksymalnie przepisowo ;). Na weekend zapowiadano zmasowane kontrole policyjne, a nie jeden z nas miał na pieńku z punktami ;). W dodatku, pogodynka nie sprzyjała, więc spodziewaliśmy się deszczu. A dwóch z nas miało słabe kapcie w motocyklach.

Postój w Płocku.
Zaplanowane odcinki, dzielone postojami, co ok 100 km. Tak więc, pierwszy postój zaliczyliśmy w Płocku, w przydroznym MC Donalds. Wióry między kawałkami niby bułki nie znaczyły zbyt wiele, zwłaszcza smakowo, ale godzina była już chyba 11 a ja nie zjadłem nic przed wyprawą. Ważne jednak, że te wióry popiliśmy ciepłą herbatą lub kawą. Dzięki temu, oraz kombinezonom przeciwdeszczowym, chłodny i pochmurny dzień nie robił na nas wrażenia.

Dalsza trasa przebiegała w kierunku Włocławka. Powoli ocieplało się. Miejscami, zza chmur, nieśmiało wyglądało słońce. Jechaliśmy wzdłuż wody. Widoki ładne, ale nie było czasu się nimi cieszyć. Patrzeć musieliśmy przecież głównie na drogę oraz w lusterka. Włocławek minęliśmy w miarę szybko. Nastepny był Inowrocław. Po drodze zaczęło padać. Kolega prowadzący nas zaczął dość gwałtownie zwalniać. Myślałem, że chodzi o deszcz, że będzie chciał zrobić postój. Nim jednak zapytałem go o co chodzi, dojechaliśmy do miejsca, w którym na naszych oczach aresztowano pijanego kierowcę. Zakuty w kajdanki mezczyzna, agresywnie wyrywał się policjantom, z trudem trzymając się na nogach. No cóż, tacy ludzie też jeżdżą po naszych drogach.

Dalej, za albo przed inowrocławiem trafiliśmy do jakiejś zapomnianej przez świat wsi, gdzie akurat trwał odpust. Z początku nie wiedzieliśmy o co chodzi, czy to jakaś pielgrzymka, czy może procesja... Kumpel tylko rzucił "To jakaś rzeźnia normalnie dzisiaj!". Ale okazało się, że zator był krótki, więc szybko pojechaliśmy dalej. Niedaleko zatrzymaliśmy się na postój na stacji benzynowej. Rozprostowanie kości itp... Nie trwało to długo, bo większy postój zaplanowano na Bydgoszcz.

Nadal na tym samym baku paliwa, z którym wyjechałem z Błonia pod Warszawą, jechałem, zastanawiając się, czy wystarczy paliwa. Nie doceniłem bandziora ani jazdy turystycznej :). Na Statoilu w Bydgoszczy, ze zdziwieniem stwierdziłem, że na całą przejechaną trasę spaliłem zaledwie 11 litrów z hakiem :). Niezle! Obok stacji zaliczyliśmy chinczyka, którego nie dałem rady dokończyć z powodu zbyt ostrego sosu -na własne życzenie ;). Koledzy ze strachem w oczach obserwowali, jak montuję kubełek chinola na plecaku z tyłu. Uspokoili się, gdy solidnie zamocowałem go szeroką taśmą do siatki ;). Kubełek trasę wytrzymał, pozostając w zakładanym miejscu. Najważniejsze, że nikogo nie trafił w głowę podczas jazdy ;)

Piła
Następny postój był w Pile. Na stacji próbowaliśmy dodzwonić się do kolegi Konio z PBC, który miał z nami zabrać się dalej.

 

 

Postój w Pile 

 

Niestety, próby kontaktu spełzły na niczym. Na stacji zakupiliśmy brykiet, aby mieć czym palić w planowanym do wybudowania piecyku. Dzień był mokry, więc nie mogliśmy zakładać znalezienia suchego drewna. Dlatego zaplanowaliśmy zacząć ognisko od brykietu, by przy okazji szybko osuszyć mokre drewno. Powoli zbliżał się wieczór, więc zebraliśmy się by dalej podążać do celu.

Dalej były wioski: Jastrowie, przed którym zrobiliśmy zdjęcie z drogowskazem na Szwecję, Brzeźnica i Sypniewo.

Asfalt był jasny, niemal biały i bardzo dziurawy. Wyglądał, jakby go położono w latach 50'tych XX wieku. Z Sypniewa skręciliśmy w jakąś zadupną szosę, na której zauważyliśmy, znany ze zdjęć promujących Kłomino -drogowskaz. Wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałem z internetowych relacji. Wjechaliśmy w las. Następnie na rozstaju dróg, gdzie nic nie było widać oprócz drzew, kolega odpalił google maps,  by na zdjęciu statelitarnym ustalić dalszą drogę. BYliśmy zaledwie kilometr od celu, a nie jeden motórzysta, przejeżdżając tędy mijał Kłomino, szukając go bezskutecznie, a będąc zaledwie o włos od poszukiwanego celu.

 

Po dotarciu na miejsce 1 

 


Chwilę później wjeżdzaliśmy do zakładanej strefy docelowej. Przywitała nas ponurymi chmurmi i deszczem, co tylko nadawało grozy temu miejscu. Szare, komunistyczne budowle w stanie ruiny przywitały nas obserwująć wyszczerbionymi oknami i walącymi się klatkami schodowymi.

 

Budynki 

 

Wszędzie rozpanoszyła się dzika roślinność, przebijając nawet dziurawy asfalt. Na alejkach walały się cegły. Co kilkadziesiąt metrów trzeba było uważać na odkryte studzienki kanalizacyjne. Z dzikiej roślinności wychylały się pozostałości zruinowanych, rozebranych już budynków. O dziwo, trafił się 1 budynek w całkiem dobrym stanie. Nawet posiadał okna i szyby. Sprawa szybko jednak się wyjaśniła: na jednym z okien widniała informacja: budynek strzeżony.

Ponieważ deszcz się nasilał, na szybko wybraliśmy jedno ze skrzyżowań, by zaparkować nasze maszyny a samemu, z tobołkami skryć się przed deszczem w jednym z bloków.

 

Budynki 2 

 

Zaczęły się telefony do rodziny: "Dojechaliśmy już na miejsce". Zajęliśmy jeden z pokojów w mieszkaniu na pierwszym piętrze. Poszwędaliśmy się też odrobinę po różnych piętrach, by ocenić, czy gdzieś nie ma lepszego miejsca niż to. Wstępnie, taka miejscówka nam odpowiadała. Szybko jednak nadeszły wątpliwości: co z motocyklami? Przecież nie zostawimy ich tak na widoku. Deszcz ustał, chmury rozeszły się, ujawniając piękny zachód słońca. Brak deszczu pozwolił na poszukiwnaia lepszej lokalizacji. Ja i kolega obiezyswiat, pozostaliśmy, by pilnować tobołków. Pozostała dwójka, dość szybko znalazła ciekawe miejsce -garaż czołgowy. Był to długi, biały hangar, z pomieszczeniami na końcu. Dzięki temu, mogliśmy spędzić noc pod dachem, jednocześnie mając na oku nasze maszyny, które również by nie mokły.



Nasza miejscówka
docelowa

Z kolegą -Morsem Stefanem, wyjechaliśmy na zakupy, bo brakowało nam paru rzeczy: wody, baterii, taśmy izolacyjnej i paru drobiazgów. Wróciliśmy z kuframi wypełnionymi wieloma rzeczami, które sprawiły, iż pobyt w wymarłym mieście stał się niemal wizytą w hotelu ;). Mieliśmy kiełbaski, kawę, cukier, mleko, tacki grilowe, jednorazowe kubeczki, kieliszki, łyżeczki i parę innych przydatnych rzeczy:)

W tym czasie, nasi koledzy, wstępnie rozpakowali nasze rzeczy i przygotowali kominek.

 

Przygotowania
miejscówki 

 

Po powrocie z zakupów przywitało nas ciepło ognia oraz rozpalona szisza. Pozostało tylko rozłożyć karimaty, zakleić folią dziury okienne i naznosić więcej drewna. W sąsiednim budynku "buszowali" jacyś militaryści, więc dla pewności, spieliśmy motocykle łańcuchem. Plan z brykietem był idealny. Drewno szybko schło, po czym rozpalało się potęgując swoje zdolności grzewcze.

 

Shisha 

 

W tym czasie, zaczęliśmy kolację, połączoną z tradycyjną słowiańską integracją: piciem wódki. Warunki niby polowe, ale karimata pod śpiworem dawała nam poczuycie komfortu. W wesołej atmosferze prowadziliśmy różne dyskusje do samego snu.

Poranek: Ale mi się dobrze spało!
O godzinie 7:30 obudził mnie budzik w komórce. Zapomniałem, że dziś poniedziałek a ja mam budzik tygodniowy! Ale nie było źle :) -czułem się wypoczęty i zrelaksowany, z zaledwie niewielkim kacem ;) Powoli i leniwie zacząłem się zbierać z wygodnego posłania. Adaptacja zajmowanego wnętrza okazała się absolutnie rewelacyjna! Ogólnie nawet nie zmarźliśmy, oprócz jednego z nas, który ok 6 rano trochę odczuł temperaturę. Wzmocnił lekko swoje ubranie i poszedł dalej spać.

 

Typowy poranek po
imprezie 

 

Pół godziny po budziku, zadzwonił do mnie kolega Konio, który miał dołączyć w Pile. Okazało się jednak, że w wyniku nieporozumienia przyjechał on w okolice Kłomina i próbował bezskutecznie znaleźć opuszczone osiedle. Umówiliśmy się, że dojedzie do zjazdu w las a ja po niego wyjadę. Po półtorej godziny doszło do spotkania. Zaprosiliśmy go do nas i ugościliśmy. Zaproponował, by przed wyjazdem do Warszawy odbyć wycieczkę na "górkę magnetyczną".

Poszwędaliśmy się jeszcze trochę po miasteczku, wchodząc nawet na dach jednego z bloków. Dzięki temu, mieliśmy szansę zrobić kilka fajnych zdjęć. Chodząc po pokojach różnych mieszkań szukałem śladów po byłych mieszkańcach. Wchodząc do małego pokoju pomyślałem: pewnie tu mieszkało dziecko. Z kolei w dużym pokoju, starałem się wyobrazić sobie, jak tu musiało być kiedyś: pewnie tam stał telewizor, tutaj kanapa itp... Teraz po mieszkańcach pozostały resztki płytek wykładzinowych z linoleum i sterta gruzu. Z kolei w jednym z mieszkań na piątym piętrze, beztrosko, z podłogi wyrastało sobie drzewko. (Patrz galeria)

Wkrótce po tym zaczęliśmy przygotowania do wyjazdu. Naciągnięcie łańcuchów, pakowanie. Trochę się guzdrałem, powodując lekkie zniecierpliwienie wśród towarzyszy podróży. Cóż, kac spowodowałmu mnie lekkie "zamotanie", ciężko było się mocno skupić, gdy w głowie taki poimprezowy relaksik ;).

12:00 Wyjazd.
Wyjechaliśmy w stronę Wałcza.

 

Trasa powrotna 

 

 

Deszcz padał cały czas, nawet dość zdecydowanie. Na wąskich drogach tworzyliśmy pióropusze wodne wjeżdzając w dziury. Przejechaliśmy caaaaaałą Szwecję. Tyle, że nie była to znana wszystkim Szwecja -państwo skandynawskie, a wioska pod Wałczem ;). Następnie, asfaltową, nierówną drogą, dojechaliśmy do lasu w którym zatrzymaliśmy się na parkingu. Asfalt wznosił się lekko ku górze, pod kątem 5-10 stopni. Widać było jednak, że pnie się w górę. Tak, to tutaj: Czarodziejska Górka (lub jak kto woli: Górka Magnetyczna) -na mapie punkt B. Mityczne miejsce, w którym mają miejsce "anomalie magnetyczne" ;). Niepozorne wzniesienie na drodze asfaltowej charakteryzowało się tym, że woda wylana na pochyłą drogę lała się pod górkę. Podobnie z butelką położoną na asfalcie: turlała się pod górę. ALE FAZA! Oczywiście, musieliśmy spróbować w większej skali. W ruch poszły motocykle. Po wrzuceniu na luz, ze zdziwieniem stwierdziliśmy, że zaczynają toczyć się pod górę!

Osobiście, słyszałem różne opinie na ten temat: anomalie magnetyczne, złudzenie optyczne itp. Ilu ludzi -tyle teorii. Jednak osobista inspekcja występujących tam zjawisk robi cholerne wrazenie :). Po krótkiej zabawie z grawitacją zaczęliśmy nasz powrót.

Wałcz, a potem Piła. Cały czas w deszczu. Na jednej ze stacji benzynowych za Piłą, zaplanowaliśmy ominięcie Bydgoszczy. Pojechaliśmy przez Nakło nad Notecią. Za Nakłem, z żalem mijaliśmy super wypaśne winkle, którymi nie było okazji się nacieszyć z powodu deszczu i śliskiej nawierzchni. Na jednymz  odcinków, masakryczne dziury, wyboje i koleiny spowodowały u mnie ból kręgosłupa. W trakcie postoju na jednej ze stacji zaszliśmy na posiłek do restauracji. Ciepła jajecznica, popijana dobrą herbatką pozwoliła nam się zrelaksować. W ciepłej, przyjaznej atmosferze prowadziliśmy rozluźniającą rozmowę, podczas której szybko zapomnieliśmy o wszelkich niedogodnościach i zdenerwowaniu na brzydką pogodę. Wyszło na wierzch nasze zadowolenie z wyprawy. Wszyscy byliśmy zadowoleni, pomimo wrogiej pogody i obolałych tyłków. Pojawiły się nawet pomysły na wyprawę za rok.

Dzień uciekał, czas płynął dalej, trzeba było znowu zasuwać. Różnymi bocznymi drogami dojechaliśmy do Inowrocławia a potem do Włocławka. Po drodze znowu kilka fajnych winkli. Ostatni dłuższy postój miał miejsce we Włocławku, gdzie tankując, obliczyłem, że spalanie, jakiego dokonał moj bandziorek to zaledwie ok 4.5 litra na 100km! Hmm... ciekawe doświadczenie. Czasami, jazda turystyczna się opłaca ;). Nie trzeba wiecznie dzidować, choć, nie ukrywam, jest to bardzo fajne.

Płock, a za Płockiem rozstaliśmy się z Wiewiórem, który odbił na Błonie. My natomiast postanowiliśmy kontynuować dojazd do Warszawy przez Łomianki. Było już ciemno od jakiegoś czasu. Po drodze masa remontów. Ruch wahadłowy, wąski, świeży asfalt. Deszcz padał ostro, ograniczając widoczność. W dodatku, na świeżym asfalcie kompletnie nie było namalowanych żadnych pasów. Samochody jadące z naprzeciwka, w odcinkach, gdzie nie było oświetlenia drogi, powodowały, że jechałem na krótkich światłach. Kręte drogi + oślepieni kierowcy to gwarantowany wypadek. Na tym odcinku ja prowadziłem kolegów. Na prostych dzidowałem, na zakrętach zwalniałem do 50-60 km/h. Taka widoczność. Mogłem się cały czas wlec albo wykorszystać chociaż te proste, które się czasem trafiały. A bez widoczności krawędzi jezdni wolałem nie wchodzić w zakręty z dużą prędkością.

Do domu dojechałem na 21 z hakiem. Ostatnia pogawędka, w trakcie której doszliśmy do wniosku, że jesteśmy zgranym zespołem i trzeba będzie kiedyś znowu gdzieś wyjechać w takim samym składzie :). Po wejściu do domu rzuciłem rzeczy w kąt i udałem się do kąpieli. Po niej nie miałem już siły na nic, więc padłem na łóżko. Było zajebiście.

Wielkie dzięki dla Pana Wiewiórki, Pana Morsa, Obieżyświata i Konio, za udział w realizacji tego wyjazdu! Serdecznie dziękuję chłopaki! Mam nadzieję, że następna wyprawa będzie jeszcze fajniejsza!

Dzięki wszystkim, którzy dzielili się z nami informacjami na temat Kłomina i okolic, zwłąszcza kolegom z PBC! Bez was nie bylibyśmy tacy pewni wyjazdu.

Komentarze : 12
2023-06-05 23:42:30 Mors Stefan

Parę lat minęło od naszego wyjazdu a ja nadal bardzo miło go wspominam. Motocykl mam nadal ten sam, tylko kolor zmieniłem.
Mam drobną uwagę do teksu: "Naciągnięcie łańcuchów, pakowanie. Trochę się guzdrałem, powodując lekkie zniecierpliwienie wśród towarzyszy podróży."

Nikt poza Tobą nie wpadł na pomysł naciągania łańcucha :)

Pozdrawiam

2010-11-02 11:36:36 Han

ekstra wyprawka. jako ze mam troche blizej od was moze sie wybiore ;] miejsce intrygujace tak jak juz kolega napisal pierwsze moje skojazenie to prypeć. Pozdro dla wszystkich

2010-09-15 12:05:13 kartofel

Ten budynek z oknami i informacją "strzeżony" -faktycznie strzeżony chyba nie jest ale wykupiony na prywatność. Niedługo jakiś Polski film tam kręcą o Czarnobylu i ta wioska ma posłużyć właśnie jako element inscenicjazji. Pozdr !

2010-09-02 09:47:36 bandziorro

O, żmijka zaszczycila moj blog obecnoscia ;) Ciesze sie, ze podobał się wam opis wyprawy.

W przyszłym sezonie szykuję coś większego ;) w tym roku zapewne już pogoda i finanse nie pozwola na dluzsze trasy...

2010-09-02 00:49:34 _teddy_

O, polski Prypeć. Fajnie. No i przejeżdżaliście przez Płock. Następnym razem polecam kierować się na Płońsk i przed miastem odbić na Bydgoszcz. O wiele lepsza nawierzchnia i mniejszy ruch niż jazda przez Wyszogród.

2010-09-02 00:31:47 marty

wszystkie dzieci na kosiarkach powinny uczyć się od Ciebie pisania bloga

2010-09-01 23:51:57 dawid

Byłem kilka razy w Bornem, a nie miałem pojęcia, że o rzut beretem takie klimaty. Dzięki za relację, już wiem, gdzie się udać w chwili wolnego - będę leciał od północy :) Pozdrawiam (zazdroszcząc umiejętności skompletowania fajnej Drużyny).

2010-09-01 23:35:56 Żmija

Cóż za zajebiście klimatyczne miejsce. Dobrze wiedzieć na przyszłość, że takowe istnieje :) Swoją drogą oczywiście gratuluję wyprawy!

2010-09-01 21:53:58 Michaliński

Ciekawy wpis, nawet nie wiedziałem, że takie miejsca są gdzieś w naszym kraju hehe. :) Oby więcej taki wycieczek i relacji :) ja planuję zawojować przyszły sezon i też coś pozwiedzać. Pozdrawiam! :)

2010-09-01 21:24:31 hyperion3

ogolnie bardzo lubie takie tripy na spontanie, choc nie jestem motocyklista :D za to tez miewam kilka smiesznych pomyslow, ktore jestem sklonny za wszelka cene doprowadzic do skutku, jak np:
przeplyniecie do kolezanki z Legionowa Narwia na jachcie (ta, jestem zeglarzem :p)
Tak wiec ten pomysl wyjazdu w tak ciekawe miejsca jak Klomio czy Gorka Magnetyczna uwazam za jak najbardziej Genialny! :) musze sie koniecznie wybrac w to miejsce, gdyz mialem sen, w ktorym to woda plynela pod gore :D
pozdrawiam mojego wiernego przyjaciela - Lukasza :)

2010-09-01 21:10:37 Ruda

swietne miejsce na wyjazd. Sam wpis bardzo wciagajacy i zabawny. Pierwsza mysl? - Chce tam pojechac ! Ciesze sie ze pobyt sie udal :) Pozdrawiam

2010-09-01 20:17:33 LuKE

Może za kilka lat powinieneś napisać przewodnik, np Motorem po Polsce. Myślę że to by było ciekawe. Pozdrawiam :)

  • Dodaj komentarz
FotoBlog
Galeria:
Kłomino_polskie_miasto_widmo
[zdjęć: 29]

Tagi

autostrada (1), awaria (3), Bandit (8), bandit suzuki (1), burza (1), deszcz (3), Iłża (23), Janowiec (23), jazda (2), Kłomino (4), Kazimierz Dolny (23), koło (1), mazury (2), miasto (9), miasto widmo (4), motocykl (2), nerwy (1), noc (1), Poznań (2), recenzja (1), S8 (1), silnik (2), Suzuki (2), Suzuki Bandit Mazury Osa (1), ulewa (2), warszawa (3), wycieczka (1), wyprawa (29), zamki (22), zima (3)