Najnowsze komentarze
Your veterinarian will perform a t...
Parę lat minęło od naszego wyjazdu...
Siema raz gdy jechałem mojom suzi ...
A co do samego ssania, to nie pole...
A co niby tym sieca sie dzieje prz...
Więcej komentarzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki

07.06.2010 14:07

Morderca komarów

Po zdjęciu kasku z głowy zastanawiałem się, "jakim cudem cokolwiek widziałem przez wizjer"? Cała przednia powierzchnia kasku nabita była zwłokami różnej maści robactwa, niczym wdzianko paintballowca po ostrej rozgrywce. Podobnie przyozdobiony zostal przód motocykla: czasza, reflektor, lusterka od zewnętrznej strony. Tak najczęściej wygląda u mnie zakończenie trasy nocnej, której długośc przekracza 100 km.
Niżej opisana wyprawa była najzwyklejszą i najbardziej codzienną, jaka się może trafić motocykliście. Jeśli oczekujesz scenariusza do filmu akcji, czy kolejnego *quela serii "Szybcy i wściekli", "Torque" czy innej zachodniej produkcji, proponuję nie czytać dalej, aby sekcji komentarzy nie zalać frustracją. Poniższy opis jest skrajnie zwyczajny, więc niektórym może wydać się nudny.

Wczoraj wieczorem niespodziewanie zostałem zmuszony do szybkiego wyjazdu 150 km w jedną stronę, by po godzinie -dwóch wracać z powrotem. Uwielbiam wyprawy motocyklem, ale nie z przymusu, nie wtedy, gdy mam inne plany. Chrzanic to... trzeba to jadę... Przynajmniej motocykl przewietrzę i nie będę się musiał kisić w piekarniku na czterech kółkach. I pojechałem. Już na obwodnicy Radzymina, jadą S-8 w kierunku Białegostoku, stwierdziłem, że ruch w kierunku stolicy jest większy niż zazwyczaj w niedzielny wieczór. No tak, długi weekend się skończył, ludzie wracają z Mazur. Boże, jak ja współczuje puszkarzom... Duszno, słońce jeszcze grzeje niemiłosiernie, korek GIGANT. Czeka mnie to samo za jakies 2 i pół godziny. Może zmienić trasę powrotną? Co to da? Ale przynajmniej, gdy będę wracał będzie chłodniej.

Asfalt mięki, o czym przekonałem się, gdy omal nie przegapiłem czerwonego światła na skrzyżowaniu. Zadziwiająco łatwo doszło do zblokowania koła. Motocykl sunął jak po maśle. Odbiłem hamulec, następnie korygując siłę hamowania. Pewnie wezmą mnie za wariata. Następny świr motocyklista chce się zabić. Na asfalcie czarna ścieżka po spalonej gumie ;)

Jadę dę dalej. Ekspresówka kompensuje upał pozwalając obudzić manetkę. Wiatr pompuje kurtkę wpadając do niej przez wywietrzniki. Wyglądam zapewne, jak ludzik z reklamy Michelin po dobie w kopalni węgla ;). Jednak, wszystko, co dobre musi się skończyć. Za Wyszkowem zaczyna się jednojezdniowa mordęga. W moją stronę jest względnie. Sierotek drogowych brak, więc można jechać przynajmniej ~90. Z naprzeciwka nieustanny sznur samochodów. Bardziej stoją, niż jadą. Masakra. Pewnie z powrotem będę zasuwał poboczem.

Do samej Ostrowi korek z naprzeciwka nieprzerwany i tak samo stojący. Biedni ci ludzie. Jechali zapewne przez Łomżę. Za Ostrowią ruch co prawda duży, ale dość prężny. Do samego Zambrowa cieszyłem się miłą drogą. Pobocze szerokie, zachęcało osobowych jak i ciężarowych puszkowników do tworzenia przestrzeni wyprzedzającym poprzez trzymanie się pobocza. Prawie zawsze, na tej trasie, widać kulturę kierowców. Może nie jesteśmy tak daleko za Europą?

Do celu dotarłem w rozsądnym czasie, nie katując zbytnio moto. Dwie godziny później znowu w trasę -powrotną. Moto lubi czasem popić ;)

I znowu S-8. Słońce już zniknęło, pozostała piękna pomarańczowo różowa zachodnia część nieba. Aż szkoda, że nie wziąłem aparatu... Do Ostrowskiej obwodnicy jedzie się gładko. Jeszcze parę kilometrów dalej i wbijam się w sznurek pojazdów wlokących się 5 km/h. Słońce zaszło. Nie czekając, na helikopter, mannę z nieba czy inny cud, zjechałem na pobocze. Jedynka, dwójka, jedynka, dwójka. Światła krótkie, więc polegać muszę na światłach mijanych czterokołowców. Na słabych światłach. Sprawnie omijam różne dziury, zagłębienia ze żwirkiem. Do czasu. Nie chciałem po chamsku świecić puszkarzom po lusterkach długimi, więc jechałem na krótkich. Trochę za późno dotarło do mnie, że nie każdą dziurę ominę. BUM. Kierownica przekazała udar na ramiona :). No ladnie, mam nadzieję, że felga nie ucierpiała. Ale bez stresu jadę dalej. Gdzieś tam, kiedyś tam zrobię postój to obadam. Jadę. Co jakiś czas, dla wytchnienia wbijam się z powrotem na pas ruchu. Podjeżdza koleś na moto i coś mi tam macha... Qrde! Pozycje z tyłu!!!

(DZIĘKI STARY!!!!)

Postój. Śrubokręt. Żarówki z tyłu strząchnięte. Przysięgam, nie kupię więcej żarówek tej syfiastej firmy! W ciągu zaledwie 2 tygodni,zużyłem 5 sztuk! Na szczęście jedną miałem w zapasie, więc do najbliższej stacji musi wystarczyć ta jedna. Na stacji wstawieni kolesie podpytują: co tam, remoncik oświetlenia? Nie chcąc się wdawać w gadki z nietrzeźwymi przytaknąłem. Wyjąwszy żarówkę pognałem do kasy. Poprosiłem o całą paczkę. Jednak poznałem od razu feralną markę, której do tej pory używałem.  "Nie ma Pani jakichś lepszych?" Uff... Philips. Oby nie okazały się g... warte. Szybki montaż. Dodatkowo, wymiana podświetlenia rejestracji. Odpalam moto. Ludzie dziwnie się oglądają. Daję w palnik i dynamicznie wyjeżdżam na ekspresówkę. Późno już. Trasa, która w spokojnym trybie jazdy schodzi w 2 godziny trwa już prawie 3. Pozwalam motocyklowi zaszaleć. Skrzydełka powbijanych w kask owadów machają się na wizjerze. Warszawa. Wisłostrada. Dom. Ściągam kask. Widok mnie powala: K...wa, jakim cudem ja cos przez to widzę? Ilość nawbijanych robali jest ogromna. Wkradam się po cichu do mieszkania, aby nikogo nie budzić. Żona słodko śpi. Przyozdobiony kask staje na półce. Wyczyszczę go rano.



Mój kask wyglądał podobnie :)

Komentarze : 8
2010-07-01 20:59:59 bandy

cizaz nie chcesz nie czytaj...."Blogi najczęściej mają charakter osobisty i służą jako internetowe pamiętniki." nie rozumniesz istoty blogowania to nie czytaj

2010-07-01 14:35:17 rozgoryczony

taa, bo jak juz nie ma o czym pisac zawsze mozna napisac o robactwie..z niecierpliwością czekam teraz az autor zacznie pisac o tym co ma na błotnikach po wewnętrznej stronie.

2010-06-08 12:41:46 LondonRider

Apropos owadów - dwa lata temu pokonywalem trase Londyn-Warszawa-Londyn i ze zdziwieniem zauwazylem, ze na odcinku z Londynu do granicy polskiej (jakies 1000km) moze ze dwa razy musialem przecierac wizjer w kasku z powodu slabej widocznosci wynikajacej z obecnosci na szybce roztrzaskanych owadów. Po wjechaniu do Polski musialem zatrzymac sie juz po niecalych 50km bo autentycznie nic nie widzialem przez robactwo na wizjerze :)) Wygladalo to tak, jakby na polskiej granicy istniala niewidzialna bariera nie przepuszczajaca owadów na druga strone :) Czy mial ktos podobne doswiadczenia ?:)

2010-06-08 11:19:18 Kiki

@remol a po co środki do czyszczenia kasku, szmatka i ciepła woda i wszystko ładnie schodzi, nie warto przepłacać ;-)

2010-06-07 21:32:53 remol

Świetny wpis :) Naprawdę miło się czyta :)
Co do owadów, teraz latają ich takie chmary, że producenci środków do czyszczenia kasków na pewno się wzbogacą :) Lewa w górę!

2010-06-07 17:02:13 Kiki

haha ja wczoraj byłem zdziwiony że coś widzę przez szybkę, nawet dwie pszczoły prawie w całości się uchowały ;-)

2010-06-07 15:49:13 SK_84

Dobre , znam to przedwczoraj wracalem z Ostrawy :)

2010-06-07 14:52:23 e_gregor

He, he. Fajnie, że o motorach ;) Wczoraj miałem to samo wracając do domu z długiego weekendu.

Za to czwartkowy wyjazd miałem "lepszy". Ponad połowa z 300km trasy była w deszczu. ZERO motonitów spotkanych na trasie. Miękkie siusiaki czy ja wariat?

Pozdro

  • Dodaj komentarz