29.07.2014 09:19
Na wariata -czyli jak nie kupowac motocykli
Nie tęskniłem do wyższych pojemności. Tak jakoś wyszło. Nadal
jestem zdania, że 600tka by mi wystarczyła. Ale po 4 latach i 80
tyś km na biednym bandycie 600 -przyszedł czas na zmiany.
Po zniszczeniu silnika z winy mechanika, motocykl
zawiozłem lawetą do garażu u znajomego. Rozebraliśmy go do zera.
Ramę dałem do malowania. Nie wiem co mi strzeliło do głowy, ale
postanowiłem zmienić jej kolor na czerwony.
Kolega
załatwił mi po znajomościach silnik od GSXF750 i gaźniki. Po
odbiorze ramy i silnika spędziliśmy prawie 3 dni składając to
ustrojstwo do kupy i ciągle natrafiając na jakieś absurdalne
problemy z zapieczonymi śrubami itp.
Bilans
strat:
-2500 zł mniej w kieszeni,
-2 ułamane
wykrętami,
-3 rozwalone śrubokręty,
-2 pęknięte
klucze.
Nabyte umiejętności:
-przeklinanie w kilku nowych językach, w tym po klingońsku
;)
-otwieranie butelki piwa przy użyciu klamki motocyklowej
oraz kola zębatego zbiorczego ;)
I fajnie. Motocykl
nawet jako tako odpalał, ale trzeba było dać go zaufanemu
człowiekowi, aby dokończył dzieła, bo świece zalewała benzyna a
nas krew. Ulep niestety wymagał regeneracji gaźników,
które zakupiłem w dość niewiadomym stanie. Wymiana oleju,
filtrów, opon, napędu i moto śmiga.
Bandyta morderca
Wydawało się, ze
wszystkie usterki zostały usunięte a motocykl został wytestowany
i wygrzany... Do czasu wyprawy testowej. Na S8 w Warszawie doszło
do niepokojących incydentów: w niespodziewanym momencie
motocykl tracił elektryczność na 2-3 sekundy. Nie musze Wam
tłumaczyć, ze oznaczało to wyłączenie się silnika? Oczywiście po
tych 2 sekundach -niespodziewanie silnik ożywał i mogłem jechać
dalej. Cóż, ciarki przeszły po plecach, bo wokół
samochody a prędkość... Jak to ekspresówka! Ok 120km/h. Od
razu zjechałem w zatokę dla autobusów. Podokręcałem
wszystkie przewody: akumulator, masa silnika itp. Powrót
do domu zakończyliśmy jazda bardzo, ale to bardzo zachowawcza, a
każdy manewr i odcinek trasy planowałem pod katem awaryjnego
zatrzymania się. Tak wiec, prawy pas, 80km/h i gotowość zjazdu na
pobocze w przypadku awarii.
Tego wieczora gorączkowo
poszukiwałem motocykla wśród znajomych i po Allegro.
W następny weekend miałem realizować zaplanowany od 3
miesięcy wyjazd w trasę po Niemczech i Czechach. Nie mogłem
przecież jechać takim motocyklem w trasę i narażać życia swojego
i małżonki! W oko wpadła mi Honda XL stojąca pod
Pruszkowem w jakimś komisie. Cena zabijała wzrokiem bazyliszka
-ziejąc rzędami cyfr z ekranu OtoMoto. Ale cóż... Musze
jakoś dojechać na wyprawę, zona dala błogosławieństwo zakupu
nowszego motocykla, chociaż skala wydatku nie podobała się nawet
mi. Plan awaryjny był gotowy.
Kolejne godziny w garażu
Wtorek
spędziłem z kumplem rozpinając cala elektrykę. Każdy styk i
złącze czyściliśmy skrupulatnie, smarowaliśmy smarem miedziowym i
mocno dokręcaliśmy. Tym razem z czystym sercem mogłem przyznać
się do dobrze wykonanej roboty. Ruszając przetestować bandyta
ulepa zajechaliśmy do wymienionego wyżej komisu. Moj biedny
kolega Kuba, wysłuchując zrzędzenia, niezdecydowania godnego (bez
urazy drogie panie) klientki sklepu z najfajniejszymi butami ;)
-musiał chyba w myślach opracowywać kreatywne metody
zabójstwa na mojej osobie, godne samego Kuby Rozpruwacza
;). Hondzia prezentowała się fajnie, miała 2 lata i tylko 6tys km
przebiegu. Ale wyszliśmy z komisu bez rozstrzygnięcia.
Testy i inne próby
samobójcze
I tak przyszło do testów:
motocykl wypadało przepałować ostro, żeby wzmocnić
prawdopodobieństwo wystąpienia usterki. Oczywiście, zaczęliśmy
ostrożnie, zwiększając obciążanie silnika i poziom agresywności.
Wszystko wyglądało dobrze. Dopóki silnik się nie wygrzał
porządnie. Oczywiście, przeklinając skuteczniej niż szewczyk
Dratewka nadziewający barana siarka, zdecydowałem wrócić
do komisu. Wtorek się kończy a ja w sobotę jadę!!!
Nie pojechałem tam z myślą, ze kupię konkretny motocykl, tylko z
planem zakupu "jakiegoś" motocykla. Skrajna głupota, ale czego
się nie robi w desperacji? Hańba! W razie porażki musiałbym
planowany od 3 miesięcy wyjazd motocyklowy zrealizować
samochodem... ;)
Jak nie kupować
motocykla
Kolejna godzina w komisie. Oglądam...
-2 szt. Suzuki DL650 -Qrde, na Teneryfie było spoko, ale
jeździliśmy bez bagaży! Przecież jak się okufruje to to w
ogóle nie pojedzie!
-2 Hondy XL 1000 -ta tańsza
jakaś taka zdezelowana... Ta droższa -idealna na wyjazd ale taki
wydatek na moto które nie nadaje się do miasta?
-BMW... jakieś takie drogie... Cholera...
-yyy... Bandyta?
Znowu? Ale nakedy nie są w moim stylu... Cholera... następne poł
godziny: Szczegółowe oględziny motocykla na parkingu przed
komisem.
I tak zakupiłem lokomotywę.
Pan juz chcial zamykac komis. Juz dawno po godzinie
zamkniecia. Ale wyprosilem. Wtorek, 19:00 a ja podpisuje fakture,
daje gotowke i dumnie wychodze z dokumentami. Stalem się
wlascicielem Bandita 1250NA z 2008 roku. Sprowadzony z Belgii,
bez tablic rejestracyjnych. Pan mial mi tylko zalatwic stelaz do
kufrow bocznych i komplet opon.
Operacja
"wariacka strzala"
I ruszyla cala machina. Juz we
wtorek zadzwonilem do mojego magika od zadan specjalnych w
zakresie mechaniki. Zapowiedzialem mu ze w trybie pilnym musze
motocykl przygotowac do wyprawy. Umowilismy się na czwartek. A ze
byla sroda: Wydzial komunikacji, oplaty, papiery, czerwone
tablice. Potem ubezpieczalnia: zakup polisy. Telefony do
ksiegowego o szczegoly rozliczania. Allegro- poszukiwanie na
gwalt stelazu kufra centralnego z plyta. Oprocz tego był to dla
mnie zwyczajny dzien pracy. Wrocilem wykonczony.
Czwartek
Jazda Banditem 750 po bandyta 1250 (przed praca). Montowanie
czerwonych tablic na parkingu przed komisem. Staruszka zostawilem
na razie w komisie, bo dwoma motocyklami nie pojade przecież.
Jazda do pracy (oczywiscie zapomnialem zatankowac, wiec benzyna
mi się skonczyla w polu ;)) na szczescie wlasciciel okolicznej
willi poratowal litrem benzyny i dojechalem do stacji. Do pracy
spoznilem się 2 godziny. W miedzyczasie dostalem wiadomosc od
komisu, ze przyszly opony. A do pracy kurier dowiozl stelaz
centralnego kufra wraz z plyta. Po pracy, pogonilem pedem do
komisu aby zgarnac opony. Bylo przed 17 a ja utkwilem w korku za
Pruszkowem. Na szczescie udalo mi się, ledwo, zdazyc zanim pan
zamknal komis. Opony siatkami, kablami typu skretka LAN oraz
folia "stretch" przymocowalem opony oraz stelaz kufrow bocznych
do siedzenia pasazera. pedem do Pruszkowa do mojego magika
mechanika. Motocykl zostawiony, mechanik mial juz uprzendio
przygotowany komplet niezbednych materialow eksploatacyjnych.
Czekal tam tez na mnie kolega z motocyklem, bo przecież trzeba
moja 750tke zabrac z komisowego parkingu. Jak w przyslowiu -od
Annasza do Kaifasza. Z komisu z powrotem do Pruszkowa. kolega
musiał zostawic swoj motocykl w domu i wrocilismy do mechanika.
Po wymianie opon, plynow i filtrów kolega dosiadl mojej
750tki a ja 1250 i pojechalismy do mnie. Na koniec odstawilem
kolege z powrotem do Pruszkowa. Uff... to był ciezki i wariacki
dzien. jeszcze tylko zamontowalem w garażu stelaz do kufra
centralnego.
Piatek, kolejny dzien
swira
Od rana, 7:00 lokalna SKP i przeglad. Nie
wyjade przecież za granice na czerwonych blachach i bez
przegladu! Przeglad poszedl bez problemu. Nastepnie do pracy. W
przerwie na obiad wyskoczylem do wydzialu komunikacji, po czarne
rejestracje. Nastepnie po pracy motoakcesoria i larsson: trzeba
kupic kombinezon przeciwdeszczowy, gniazdo zapalniczki i
handbary. Nastepnie do ubezpieczalni -trzeba polise przepisac na
aktualny nr rejestracyjny. Na koniec dnia, w garażu -meczylem
przez godzine czy dwie montaz kufrow bocznych.
Sobota -dzien wyjazdu.
Pobudka 6:00 i do
garażu. Trzeba wykombinowac jak zamontowac handbary i gniazdo
zapalniczki! Za 2 godziny ruszamy a trzeba się jeszcze dopakowac
i zbiera się na ulewe!
Epilog
Wyjazd odbyl się bez problemow. Motocykl sprawdzil się doskonale (poza spalaniem rzedu 8.5l/100 na niemieckich autostradach). Sama wyprawę opisze innym razem. Bandita z silnikiem 750 nadal posiadam i jest sprawny. Przyczyna usterki był stary rozrusznik, ktory powodowal zwarcie. Wymienilismy go. W planach doprowadzenie 750tki do stanu "igly" i sprzedaz (o ile starczy mi checi).
Komentarze : 8
Left 4 dead: Tak, mam. Wiesz, postaram się coś napisać. Ale nie mogę obiecać że szybko to nastapi. Żyję i pracuję dość aktywnie :) -nawet nie mam czasu na piwo się ze znajomymi umówić, nad czym boleję...
A jeśli chce mi się pisać ponownie to w drodze sporo zaległych wpisów, m.in:
-Wpis o 2 tygodniach w Skandynawii (jeszcze 600tką)
-Majówka Berlin-Monachium-Praga (2014)
-Teneryfa 2.0 (luty 2015)
-4400 km po Bałkanach (lipiec 2015)
-Mała niegroźna (dla mnie) stłuczka ( chyba listopad 2015)
dalej masz dużego Bandita? wiem,że nie chce Ci się już pisać,ale jakbyś wrzucił jakiś mini-wpisik aktualizacyjny było by cacano :)
Praca pracą, ale proszę mi tu wymówek nie szukać, tylko nowe notki sklecać - może być na razie bez filmów ^^
katje, szkoda tylko, że od paru lat nie chce mi się pisać... Miałem w tym czasie parę fajnych wyjazdów, np po Skandynawii czy Niemczech i Czechach. FIlm czeka na zmontownaie od 2 lat. Cóż, jakoś trzeba na te wyprawy zarobić, nie? :)
No to przygód miałeś, a poetyckimi porównaniami muszę przyznać że rzucasz jak z rękawa.
Dama, wybacz, ale w pracy pisałem z komputera, który nie ma polskiej lokalizacji ustawionej. Jutro dokończę sprawdzanie pisowni.
ĄĘÓŁŚŻŹ!!!! TEGO SIĘ CZYTAĆ NIE DA!
Archiwum
Kategorie
- Moje Recenzje (2)
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (20)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (2)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)