22.03.2011 08:16
300km =10 godzin jazdy
Kilka słów o dzidowaniu
Wydatki na wyposażenie to nie wszystko. Do tąpnięcia przyczynił się też mój charakter, a właściwie... Zamiłowanie do dzidowania. Jeżdżę -z zamiłowania- bardzo dynamicznie, ale też brutalnie, skrajnie niesubtelnie. Stąd, stale odliczam czas do wymiany tarczek sprzęgła, zjadam napędy motocyklowe, na swiatlach nie jednokrotnie tańczy mi tył. Nic nie poradzę. Po prostu to uwielbiam.
Uwielbiam też, podczas trasy autostradą wycisnąć trochę z SUZI. Gdy drzewa, samochody, wiadukty -śmigają jak w przyśpieszonym filmie, a wiatr huczy tak, że nie słyszę silnika ani wydechu. Jest to dla mnie przeżycie niemal metafizyczne. Zapominam o stresie, zapominam o bolączkach i problemach. Zapominam przede wszystkim o tej zręcznościówce w którą codziennie gram ze wszystkimi puszkarzami chcącymi mnie stuknąć zajeżdżając drogę, najeżdżając na mnie, czy hamując niespodziewanie przed nosem. Jedyną myślą, jaka pojawia się jak pikanie budzika w głowie, jest mantra: “Dojechać cało na miejsce... Nie przesadzić... Dojechać cało na miejsce...”
Efektem takiej jazdy -oprócz medytacji, wyciszenia wenętrznego jest wir w baku, który zagina czasoprzestrzeń w portfelu, tworząc czarną dziurę skutecznie zasysającą wszystko co tam włożę.
Motocykl stworzony do turystyki, poprawny politycznie, w trybie oszczędnym palący ok 5 litrów na 100km, zmienia się w smoka pożerając mi 8.5 litra na 100 -czyli przy trasie 2x320km -o 21 litrów więcej niż wypada. Daje to razem 52.5 litra TYGODNIOWO (jesli dobrze liczę w pamięci), nie uwzględniając dojazdów do pracy w tygodniu. Teraz pomnóżcie to przez 4 w miesiącu i przez kwotę 5.05 PLN za litr E95 + koszty odcinków autostradowych.
Plany
oszczędnościowe
Z powodu zawirowań finansowych, wojny w Libii, zbliżającego się końca świata, odejścia Adama Małysza ;) postanowiłem zmusić się do jazdy turystyczno-krajoznawczej. Plan zakładał spokojną jazdę, z Vmax=110km/h i ominięciem autostrady. A przy okazji zakładał, że poznam osobiście dwoje znajomych z Riderbloga ;)
Z taką myślą przebrałem się w kostium rodem z Power Rangers a następnie wyszedłem na parking z kaskiem w ręku.
Start -czyli
poranny foch SUZI
Stała tam, jak zwykle, tuląc się z zimna pod kołderką Oxforda, po zimnej nocy. Wczoraj, kilka godzin stała na zimnie moknąc. Niespodziewanie -postanowiła mi przypomnieć, że nie powinienem jej tak traktować. Dlatego pierwsze próby wybudzenia jej ze snu spełzły na niczym.
“Skoro ja tu wczoraj marzłam i mokłam, to teraz wal się prostaku. Biegnij sobie na piechotę do tego Poznania!”.
“No maleńka, nie rób mi tego! Zawsze było dobrze między nami! Nigdy mnie nie zawiodłaś, wiem, że świece wypada już wymienić i że zimno na dworzu, ale obiecuję, poprawię się...”
Ostatnią rzeczą, której było mi trzeba to zrezygnować z wyjazdu, gdy z powodu przeziębienia zawaliłem trzy ważne zjazdy w tym semestrze. I za drugim razem, coś tam serduszko mojej błękitnej SUZI zmiękło . Fuknęła tylko na mnie strzelając z gaźnika. “No maleńka, już się nie gniewajmy...“.
Chwilę
później, pokonywaliśmy razem ulice Stolicy, w kierunku
wylotu na Poznań. Temperatura bliska zeru, lekka mżawka. Jadę.
Zimno przeokrutnie.
Błonie
-tankowanie i przebieralnia
Kombinezon Power Rangers jest raczej wiosenno letni. Dlatego nie trzeba było długo czekać aż wymięknę. Kawał trasy przede mną a ja trzęsę się już po 30 km! Mogłem założyć kombi przeciwdeszczowe już na starcie.
Cóż robić? Zjechałem na stację, napoić mechaniczne kucyki i wdziać wdzianko skutecznie izolujące mnie od zimna i deszczu. Gorąca czekolada miło rozgrzała od środka (bo podenerwowany od rana nie chciałem eskalować moich nerwów koffeiną). Jeszcze tylko pożegnać zdziwioną obsługę stacji i lecimy na Poznań.
Wyścig ślimaków na sznurku.
Zimno i mokro -te dwa czynniki powodowały, że wyjątkowa mobilność transportu motocyklowego została sprowadzona do poziomu dwukonnej dorożki. Droga jednojezdniowa, wleczenie się w sznurze samochodów osobowych i ciężarowych. Z obydwu stron -gigantyczny ruch transportowy spod znaku TIR. Brak poboczy lub tereny zabudowane naszpikowane fotoradarami i zakazami wyprzedzania. To wszystko skutecznie studziło moje zapędy do pozostawienia w tyle problemów czterokołowych. Frustracja rosła, ale starałem się panować nad emocjami. Przy pierwszej nadarzającej się okazji przeskakiwałem po kilka pojazdów.
Jedziemy na Kutno.
A2? Nawet o tym nie myśl! Ale zjazd na autostradę okazał się dla mnie zbawienny, bo wszelkie cztero, szescio, 10 i 12 kołowe problemy właśnie tam pojechały. Pozostały koleiny, dziury, remonty, błoto na asfalcie, zastępcze odcinki jezdni. Kolejny raz jechałem przez Kutno. Miałem nawet przygotowany dobry aparat, aby zrobić ładne zdjęcie panoramy miasta przy wjeźcie, ale aura skutecznie mnie zniechęciła do zatrzymania się. Jedziemy, póki jest względnie znośnie.
Przystanek za Kutnem
Za Kutnem, natura przyatakowała. Trzeba było się zatrzymać. Przy okazji, zadzwoniłem do Juno, dałem znać, że wkrótce będę i potrzebuję namiarów, gdzie dojechać. Zdjęcie MIG’a 21 przy drodze zrobione. GPS nastawiony. Można jechać. Cholernie dziurawa droga, pełna kolein podnosi ciśnienie. Chwilę później znaki drogowe: “uwaga koleiny” a następnie “uwaga, ubytki nawierzchni!”. “K...wa, no co wy nie powiecie?” -pomyslalem wściekły.
Herbatka w Kole
-spotkanie z Juno ;)
W Kole zajechałem na osiedle, gdzie mieszka JUNO. Dałem znać przez telefon, że jestem pod blokiem. Wyszedł po mnie i zaprosił do siebie na herbatę. Pogadaliśmy trochę przy ciastku :) -czasu było za mało, ale rozmawialiśmy, jak dawni znajomi. Swoi ludzie tak mają ;). W między czasie telefon do żony, żeby wiedziała, że wszystko OK. Następnie telefon do Małej 25, że będę za jakąś godzinę. Jeszcze tylko pamiątkowa “słit focia” ;) ze świeżo zapoznanym kumplem i ponownie w siodle. Cóż, może niedługo będzie okazja pogadać dłużej. Niestety, nie chciało mi się ponownie przyodziewać kombinezonu przeciwdeszczowego, co zemściło się na mnie po parunastu minutach jazdy.
Dojazd trochę się wydłużył. Plany zakładały wykłady w Poznaniu ok 16:30 a tu już po 14:00. Cóż, głodny jestem i nie zmienię planów. W dodatku, zmarzłem a deszcz się nasila. Jak wcześniej wspomniałem, brak kombinezonu przeciwdeszczowego dał mi się we znaki. Zjem w końcu coś, bo od rana wyjechałem bez żadnego posiłku. Miłe towarzystwo koleżanki wynagrodzi trudy podróży przyjemną rozmową. Mała zjawiła się chwilę po moim telefonie i przeszliśmy do lokalnej restauracji.
Względność czasoprzestrzeni -czyli jak z godziny zrobić cztery
Rozmowa toczyła się zadziwiająco gładko i swobodnie. Zupełnie, jakbyśmy się znali od lat. Na obiad miałem zaplanowaną godzinę, a mam wrażenie, że w samym lokalu siedzieliśmy chyba ze dwie. Pizza, którą zamówiłem z braku pomysłu na posiłek, zdążyła w międzyczasie zmarznąć i stać się kawałkiem gumowej masy.
Oczywiście, temat rozmów mógł być tylko jeden: motocykle :) -czas upływał miło, a potok tematów spływał jak wodospad Niagara. W efekcie podjechałem dwie przecznice dalej, do domu Małej, by podziwiać jej mechaniczną towarzyszkę.
W trakcie chirurgicznie precyzyjnej operacji wyprowadzania CEBRY z garażu, z domu wyszedł tata Małej (też motocyklista). W związku z tym, ilość tematów do ciekawej rozmowy uległa multiplikacji. Ale cały ten czas został spędzony w miłej atmosferze. Co prawda nie było szans na dotarcie na wykłady, jednak alternatywa okazała się bardzo fajna. Tym sposobem, opuściłem Słupcę jakoś po 18:00, gdy było już kompletnie ciemno.
Jednak
A2
Obiecałem
sobie ominąć autostradę. Deszcz jednak nabierał na sile. Wizjer
zapryskany był wodą z błotem a przecieranie go rękawiczką
niewiele dawało. Krople wody nie były jeszcze wystarczająco
duże, aby spływać. Osadzając się na wizjerze kasku, skutecznie
ograniczały widoczność. “Gdzie ja się pcham w taką pogodę
po drobnych dziurawych drogach krajowych? Walić oszczędność,
chcę dojechać w jednym kawałku”. I zjechałem na
A2.
Nawigacja
świetlna -czyli g... widac, ale naprowadzanie działa.
Ciemno,
deszczyk, mokro, ślisko. Latarni brak. Z początku nie mogłem się
zdecydować, czy jadę na światłach długich czy krótkich. I
tak źle i tak niedobrze. Oczy jeszcze się wystarczająco nie
przyzwyczaiły do ciemności. Dorwałem się do prawego pasa i
uczepiłem jakiejś ciężarówki. Pas ruchu ledwo ledwo było
widać, do 3 metrów przede mną. Ale sytuację ratowały
światła pozycyjne poprzedzającego samochodu. Naprowadzany, jak
pocisk kierowany przez oświetlenie laserem celu, przemierzałem
kolejne kilometry z prędkością ok 90km/h. Po parunastu minutach,
wzrok dostosował się do ciemności. Zacząłem jechać z prędkością
autostradową, ale tak maksymalnie 120-140. Ostatnim czego mi
było trzeba to złapanie “water fly” czy poślizgu
przy zmianie pasa ruchu.
Uwierz w ducha
Dojechałem do bramki poboru opłat. Zmęczony, miałem już gdzieś zdziwienie kasjerki. Ale przypomniałem sobie, że muszę zatankować, bo paliwa mogę mieć na styk. Łapanie stopa po ciemku, w deszczu i zostawienie SUZI samej na poboczu gdzieś na autostradzie nie leżało w moim interesie. Dlatego -chwilę za bramkami, zjechałem na stację benzynową. Inni tankujący patrzyli na mnie jak na kosmitę.
Ilość spalonej benzyny zaskoczyła mnie pozytywnie. Poszedłem zapłacić. Kasjerki na stacji patrzyły bez słowa, jakby zobaczyły ducha. Zanim mnie zobaczyły -rozmawiały żywo o czymś. Rozmowa urwała się przy pierwszym kontakcie wzrokowym ze mną. Ale było mi wszystko jedno. Jeszcze tylko Hot-Dog i kawa. Znowu w siodle.
Mokry,
zadowolny, u celu, ale z kacem moralnym.
Poznań osiągnąłem jakoś tak szybciej, niż się go spodziewałem. Chyba nawet ze zmęczenia złamałem jakieś przepisy, ale nie miałem już siły żeby się tym przejmować. Na miejscu telefon do żony, że jestem już u rodzinki. Pozostał kac moralny, że znowu nie byłem na wykładzie. Na szczęście, tematyka traktowała o rzeczach, które w większości już wiem. Więc nie straciłem wiel tym razem. Ale sposób, w jaki spędziłem ten wykradziony edukacji czas -wart był swojej ceny.
Komentarze : 18
Fajnie wiedziec że ktos z piszących bloga podążał nieopodal mojej mieściny Kutna :D
Tak - Bielsko-Biała.
Co do noclegów to nie wiem - ja mam tu darmo.
Jakby nie to, że niestety mam totalnie ciasno w moim M to nocleg byś miał darmo...
Wydaje mi się, że ceny będą w miarę znośne - jakbyś się wybierał w tym kierunku to prędzej Ci powiem coś na temat danego miejsca noclegu (opinię, zdanie) niż cenę...
Jak lubisz góry - to odpowiednie miejsce. I blisko na Słowację i tamtejsze drogi...
BB -Bielsko Biala? ;) -Drogie tam noclegi? Moze z zonka sie bujne ;) -nowy sezon sie zaczyna, wiec pewnie zjezdze Polske w tym roku.
Noooo stary jak walniesz objazdówkę to Cię pewnie z tydzień nie będzie ;)
Hehehe jakby co - ja zapraszam w góry do BB :P
Robię zajebistą kawę (podobno) - to się wykula na jakiś punkt widokowy (a uwierz - mamy tu takie, że szczęka opada)
Ok, ok, widze, ze szykuje mi sie lista trasek okreznych ;) tylko zaczekajcie do nastepnego miesiaca, bo nie ukrywam -jestem splukany :D
To się nazywa iść w zaparte. Ja w weekend śmignąłem kawałek przy 3 stopniach na plusie i było by przyjemnie gdybym miał jakiś wyższy kołnierz (ew. kominiarkę z kołnierzem) a przede wszystkim cieplejsze rękawice. Moje są typowo wiosenno letnie i przy takich temperaturach raczej niezbyt komfortowe. Do tego dochodzi raczej niezbyt wysoka przyczepność, no ale dla chcącego nic trudnego! ;) Pozdrawiam i zapraszam do Małopolski! ;)
skoro wszyscy zapraszaja to i ja zapraszam na odwiedziny do mnie i żabusi w Kędzierzynie-Koźlu ;) :D
fajny wpis a z mala 25 sam bym se polatal lewa
No to trzymam kciuki, bys dolaczyl mozliwie szybko do naszego grona na PBC ;)
Zajebisty wpis. Nie bede przebierał w słowach. A tak swoją drogą to Juno mi sie przyznał, że mnie obgadywaliście podczas spotkania >) Coś mi się widzi że na bandita usiąde już w maju :)
LEWA!
chłopie, to sobie zrobiłeś wycieczkę, nie ma co :P Może któregoś razu będzie nam dane się spotkać (np. w okolicach Łomży) Pozdro ;)
Ale mam sweet krzywą japę na tym zdjęciu :D A co do dróg, no cóż. Polska :D Dobrze, że dojechałeś do tego Poznania w końcu, no i dzięki za odwiedziny ; )
Jak by cie przyniosło w rejony wrocławia to zapraszam moje gg 6666979 daj znac
Jestem uczulony na PKP i korki. Na pociag, po zajeciach musze czekac ok 45 minut. Niedawno jednak oprocz tego PKP dolozylo opoznienie 70 minut, wiec jak latwo policzyc niemal 2 godziny koczowania na dworcu. Dlatego nawet jazda motocyklem w ciezkich warunkach jest dla mnie przyjemniejsza od alternatywnych metod transportu.
Generalnie mój szacun natomiast ja mam trochę inne podejście do jazdy ,czyli nie jeżdżę w takich warunkach jak nie muszę bo ma być przyjemnie a nie modlić się o koniec trasy ale to moje podejście do tematu.
Na studia się nie opyla jeździć motorem . Bo człowiek chce szpanować przed laskami jeździ po 300km/h po chodniku i zawsze jakiegoś szlifa zaliczy
Archiwum
Kategorie
- Moje Recenzje (2)
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (20)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (2)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)