05.11.2010 11:54
Motóry tańczą na wodzie -czyli You Can Slide
Codziennie stosuję algorytm dojazdu do pracy:
Zimno:
- Odpalam ogrzewane manetki na 70-100%
Deszcz:
- Zakładam kombi przeciwdeszczowe
- W korku piłujemy na
niskich biegach: Wezmą za wariata, to sami zjadą. Nie widzą? To
usłyszą. Potrzeba radykalnie zwolnić? Pomożemy silnikiem.
- Strzeż się jazdy po białym i obok ciężarówek w
ruchu.
Superdeszcz :
- Jak
wyżej,
- Dorzucić rękawiczki foliowe ze stacji benzynowej i zabezpieczyć buty.
Mokro +liście na drogach + twarde od zimna gumy:
- Uwaga! Mała przyczepność,
- Łagodnie ruszamy,
- Łagodnie hamujemy,
- Wchodzimy w zakręty dużo wolniej, minimalizując ile się da przechylanie motocykla
- Przed każdym zakrętem, ruszaniem, przyspieszaniem całe ciało spięte i gotowe do reakcji na uślizgi
- Systematycznie, co jakiś czas na prostych robić test przyczepności.
- W korku unikać jazdy
między samochodem i ciężarówką w ruchu
Najważniejsza reguła:
Codziennie kalkuluję ryzyko, zagrożenia, nastawiam się psychicznie na technike i charakter jazdy... Liście na mokrym asfalcie obniżają morale z każdym branym zakrętem. Kondom przeciwdeszczowy gotuje mi ciało codziennie, zanim dojdę do motocykla. Nie dam się. Jazda w napięciu, poślady ściśnięte, uda lekko napięte, by byc gotowym do manewrowania czy ewakuacji. Ruszanie, redukcja, hamowanie. Uślizgi. Odpuszczanie hamluca, manewrowanie na półsprzęgle. Zestaw często używanych narzędzi w taką pogodę.
Zimna krew w zimne dni. Ktoś wyjechał mi nagle na
pas, ktoś zajechał drogę. Gwałtowne manewry na śliskiej drodze.
Jeszcze żyję. Taka codzienność drogowa. Po kilka wydarzeń
dziennie. Czy zwyczajnie przyzwyczaiłem się do nieustannego
zagrożenia? Czy może jestem psychicznie chory, nie odczuwając
lęku?
Kolega z pracy, wszedł dzis do mnie do pokoju lekko skwaszony:
- Wyglebiłem
- Jak to?
- No wyglebiłem! Wyłożyłem się na zakręcie. Przyhamowałem za ostro. Ale jechałem powoli i nic mi nie jest...
- No to już jesteś "tym po" a
nie "tym przed" ;)Dobrze, że nic ci nie jest.
Double Lambada Drift
Wieczorem jadę do centrum. Pogoda pod ch..., mokro, slisko, deszcz. Ruszam na światłach ze skrzyżowania. Manetka lekko, rownomiernie popuszczam sprzęgło. Powoli mechanizmy zaczynają wprawiać maszynę w ruch. Suzi strzeliła focha. Wyrywa się spod tyłka, tył zaczyna tańczyć przez niemal sekundę. Zarzuca dość ostro. "No to gleba" -przeleciało przez myśl. Odruchy zadziałały pierwsze. Uda ściśnięte na motongu, a nogi lekko rozstawione na boki nogi, by w razie gleby przy tak małej prędkości nie miec motonga na udzie. W tym samym czasie, jak zwykle, lewa ręka wciska sprzęgło a prawa odpuszcza gaz. "Uff -stabilizacja". Sekunda długa jak wieczność. Znowu popuszczam sprzęgło, by zacząć jechać. Sytuacja znowu powtarza się. Nie minęły dwie sekundy, nie zdążyłem się ucieszyć z odzyskania kontroli, gdy znowu tył zaczął tańczyć. Znowu piekielnie długa sekunda. Tył jeździ mi na boki -pół metra w lewo, pół metra w prawo. Znowu kilka razy odbijałem się od niewidzialnych ścian, pomiędzy którymi jechałem. Znowu sprzęgło, nogi lekko odchylone, ale napięte uda ściskają moto aby narowiste konie mechanicznye nie wyrwały się spod jeźdźcy. Po chwili ponownie odzyskałem kontrolę. "Co się do H.P & Q.N dzieje? Przecież lekko sprzęgło puszczałem!". Człowiek na przystanku, obok którego z SUZI pląsaliśmy te pare sekund, patrzył na mnie jak na wariata. "No ładnie...". Dalsza droga przebiegała w atmosferze irytacji, poprawianej przez zachowanie sierot drogowych, zajeżdżaczy dróg i niezdecydowanych co do trasy.
Pod Złotymi
Tarasami, standardowo parkowanie na miejscu do niedawna znanym
jako "For choppers only parking". Ludzie
obserwują spodełba wariata, co porwał się na jazdę w taką pogodę.
Nie zrażony ich niemą krytyką mego zdrowia psychicznego
wyruszyłem po sprawunki. Połowa drogi za mną, jeszcze tylko
powrót...
Komentarze : 11
bandziorro, cieszy mnie strasznie, ze masz w planie kurs! szacunek, ze chcesz, a nie napinasz sie, ze i tak wszystko umiesz!
POZDR
fajny wpis ;) ale w taka pogodę wyjeżdżać to faktycznie samobójstwo. Byle do wiosny ;)
Takich ludzi jak ty to zamykać powinni :D ;) super wpis, pozazdrościć ciągłej jazdy :) osobiście bardzo lubię po deszczu latać, tyle ze bardzo szybko wtedy zużywam tylną oponę :P
Beebas, gratuluję ślicznotki in blue, niech Ci się do niej dobrze tyłek przykleja! Jak ja lubię pogaduszki na czymś blogu (bandziorro, bez urazy!).
Dobrych rad sporo, a motocyklistów jak na lekarstwo na drogach ;) Bandziorro, szacunek za przełamywanie stereotypów - zdarzało mi się też "pogłaskać" hamulec na zakręcie i odpuścić gaz - jeśli nie było gwałtownych ruchów, efekt był zgodny z oczekiwaniami, czyli wracamy do kontroli. Przedwczoraj w trakcie niewinniej wieczornej przejażdżki po 3-mieście Gdynia nagle przywitała mnie deszczową zawieruchą. Dość szybko cała jezdnia pokryła się mokrymi liśćmi plus kiepska widoczność przez zakroploną szybkę. Wiatr miąchał, koleiny pełne wody - rozkosz. Da się - wystarczy sobie wyobrazić, że w gębie łyżeczka, na niej jajko. Jasne, że taki motocyklizm może budzić mieszane uczucia. Dziś już tylko wiatr i czasami drobne krople na kasku. Natomiast muszę powiedzieć, że nie odczuwam braku ostrożności ze strony kierowców pojazdów, ani nie widzę zdziwionych spojrzeń. Koleżeństwa na motocyklach też nie widzę. Więc może to jest tak, że sami otworzymy akademię jazdy praktycznej w listopadowej szarudze? Sam się szykuję na kurs doskonalenia jazdy wiosną przyszłego roku, ale to będzie wiosna, a nie listopad... Życzę przyczepności!
bardzo fajny tekst , podziwiam szczerze. W taka pogode w stolicy nie lubie nawet wychodzic na rower, a co dopiero moto... Pozdr!
bandziorro, serio, jak robisz rzeczy instynktownie i uczysz sie sam, to źle robisz ;) idź na profesjonalny kurs:)
Czepiaczu :) Cialo spiete: -tzn kazdy miesien gotowy do reakcji. Zwarte i gotowe. Umiem robic redukcje z miedzygazem, ale pomijajac ją w kontrolowanych warunkach badam przyczepnosc. uslizg na redukcji trwa krocej niz wcisniecie hamulca i odpuszczenie go.
Co do cudow wyczytanych: nie wyczytalem nigdzie. Hamulcow na zakrecie nie wciskam bo albo bym wyprostowal moto albo je polozyl. ja raczej tak delikatnie głaszczę hamulec. Żeby go czuć pod ręką. Jeśli chcę za cieśnić łuk na zakręcie a przyczepność jest słaba, na chwilę odpuszczam manetę, delikatnie przyhamowuję na ułamek sekundy, a potem dodaję lekko gazu. Chodzi o zmiany prędkości rzędu 5-10km/h nie wiecej. byc moze sam do konca nie wiem co i jak robie po fakcie, bo wiele rzeczy robie instynktownie, ale zazwyczaj moto zachowuje sie przewidywalnie.
Nie jestem expertem od techniki i trajektorii jazdy, ale caly czas ucze sie.
"całe ciało spięte"
jak to spięte? Jak się jest spiętym to się nie wsiada na motór.
"na prostych robiąc redukcje i licząc się z chwilowym uślizgiem"
sztuka redukcji z międzygazem się kłania.
"na zakrętach balansując delikatnym hamowaniem tył+przód+silnik"
a gdzie takie cuda kolega wyczytał???
Archiwum
Kategorie
- Moje Recenzje (2)
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (20)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (2)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)