Najnowsze komentarze
Parę lat minęło od naszego wyjazdu...
Siema raz gdy jechałem mojom suzi ...
A co do samego ssania, to nie pole...
A co niby tym sieca sie dzieje prz...
Jakie były orginalne świece do Suz...
Więcej komentarzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki

14.09.2010 21:30

Nocna mżawka -droga ślepego przez mękę

Lubiłem deszcz, dopóki nie usiadłem na motocyklu. -Każdy dwukołowy kierowca chyba ma podobne zdanie. Nie lubię deszczu i tylko nie lubię. Za to jest coś, czego nienawidzę: mżawka. Takie kurewskie zjawisko pogodowe, które powoduje osiadanie na wizjerze kasku drobnej mgiełki, która za nic w świecie nie chce spłynąć.

To miał być wpis relacjonujący wyprawę z Warszawy na Mazury, a konkretniej do Wilczego Szańca w Gierłoży. Ale będzie wpisem o j...nej mżawce w nocy i jeździe na ślepo.


Gdy pada deszcz czy leje ulewa, moknie się, jeździ się wolniej, delikatniej się hamuje, przyspiesza i ostrożniej wchodzi w zakręty. Jakis tir wjeżdżając w kałużę może cię opryskać. Ale możesz jechać i widzisz cokolwiek. Gdy mży nie widać k... nic. Ekstremalnym przykładem jest jazda w trakcie nocnej mżawki na nieoświetlonej drodze jednopasmowej w dużym zagęszczeniu ruchu, czego dziś właśnie doświadczyłem w wydaniu hard :).

Wyprawa moja miała na celu odbiór zestawu napędowego do bandziorka ze sklepu gdzieś pod Warszawą, w okolicach Wołomina. Jakimś cudem, pomimo korków i deszczu ledwo, ale jednak, wyrobiłem się przed 19:00 by odebrać zamówienie. Mój łańcuch (skoczne zwierzątko), jak to koledzy określili, żyje już własnym życiem. Trochę strach jeździć, bo podziałka się skończyła, niektóre zęby w zebatce już ścięte i wyrobione. Gdyby tak coś zawiodło na zakręcie -mogłoby mieć nieciekawy finał (np w rowie lub na latarni). Dlatego też wysupłałem resztkę finansów w i tak już obciążonym miesiącu, aby zakupić zestaw z DID'em. Tym sposobem, z dumą zapakowałem w plecak zakupione części i zacząłem powrót do domu. Miejscowość, w której znajduje się sklep to Kobyłka, obok Zielonki. Po drodze przejazd kolejowy. W jedną stronę, gdy już ledwo, na styk starczało czasu przed zamknięciem sklepu, (tuż przed 19, a do 19:00 czynne), oczywiście, rogatki się opuściły, bo nie jeden a dwa pociągi muszą przejechać, gdy akurat liczę każdą minutę do celu. W drugą podobnie: znowu czekanie. Czekanie, wśród szalonych kierowców, którzy sobie postanowili olać nadciągający pociąg i wymijając rogatki kontynuować beztrosko trasę. Ja często pogrywam z losem, z niebezpieczeństwami, ale igrać z koleją nie mam zamiaru :D.

 

Nastepnie trasa moja wiodła w kierunku drogi Warszawa -Nieporęt. Jak już pisałem wcześniej, harce rozpoczęła kurewska mżawka. Ciemno jak w ... -dopiszcie sobie sami, praktycznie brak latarni, a tu jeszcze wizjer w stanie dysfunkcji hydrologicznej. Oczywiście widoczność miałem cudną. Z naprzeciwka sznur samochodów, zero latarni, więc widok miałem przedni: na rozświetlające się mikro kropelki wody na wizjerze. Drogi prawie nie widać a ja do domu jednak wrócić muszę. Więc twardo jadę i nie przejmuję się sfatygowaną kurtencją która wewnątrz powoli sączyła wodę po moim ramieniu. Jak zbawienia wyczekiwałem chwil, gdy chwilowo lewy pas był pusty -mogłem przynajmniej uruchomić światła drogowe. Uchylony na pół centymetra wizjer pozwalał kątem oka obserwować linię rozdzielającą mój pas ruchu od tego przeciwnego. Pomimo tego, zmysły płątały figla i ciągle obawiałem się, bym nieświadomie nie zaczął wyjeżdżać na czołówkę z tymi z na przeciwka.




Jak już pisałem, widoczność raczej dupna. Orientacja w terenie prawie zerowa, co spowodowało, że na trasie, którą jechałem chyba z tysięczny raz pojechałem nie w tę stronę. Przejechałem jakieś rondo uświadomiwszy sobie mój błąd. Pomimo tego, zamiast zawrócić, jeszcze pareset metrów a może i ze 2 kilometry, jak jakieś zahipnotyzowane, zrezygnowane zombie jechałem w błędnym kierunku -już całkiem świadomy sytuacji. Zawróciłem dopiero na jakiejś stacji benzynowej. Dalej postanowiłem trzymać się jakiejś osobówki z przodu. Za nawigację robiły mi światła samochodu poprzedzającego. Oczywiście na przejeździe kolejowym (już którymś z kolei) znowu pociąg. Znowu czekanie. Poprawiłem szczelinkę w uchylonym wizjerze, gdyż podczas jazdy napór powietrza miał w zwyczaju ją zamykać. Anti-fog'a nie mam, więc to mój jedyny skuteczny sposób w walce z zaparowaną szybką.

Jadę więc, dalej, drogą w lesie, nieoświetloną z góry, widząc jedynie światła z przodu i rozświetloną mgiełkę na wizjerze. Przecieranie szybki palcem to syzyfowa praca, o czym chyba nikomu nie trzeba mowic. Nierówności na drodze (to takie delikatne określenie stan nawierzchni po której jechałem), dezorientowały mnie i ciągle nie wiedziałem, czy jadę środkiem pasa, czy zjeżdzam na czołówę czy na krawędź jezdni. Na szczęście było to tylko złudzenie, a moja nawigacja z przodu jechała w miarę równo.

Jest, Warszawa! Znane mi rozszerzenie drogi na dwupasmówkę przed samym wiaduktem na ulicy Żołnierskiej. "Koniec koszmaru -latarnie!" -Ucieszyłem się w duchu. Jednak radość trwała krótko. Nie wiem, czy po 200 czy 300 metrach, znowu nastały egipskie ciemności. Na szczęście, teraz mogłem uruchomić długie światła. W końcu skręciłem z ulicy Żołnierskiej w kierunku Trasy Siekierkowskiej. Dalej Grochowską i po kombinacjach na rondzie Wiatraczna na trasę Łazienkowską. Jakaś policja na sygnale stała na rondzie, jakaś karetka czekała obok mnie na pasie. Z uchylonego okna ratownicy zerkali na mnie z pobłażaniem. Zgaduję z ich min, że pomyśleli sobie coś w stylu: "No tak, kolejny wariat, którego będziemy potem zbierać z drogi...". Na szczęście, tym razem, ponownie dojechałem cało.

 Nienawidzę cholernej mżawki!

Komentarze : 6
2010-09-15 23:59:17 dawid

Wiecie co, ten film o dużych walorach poznawczych (na skali głupoty do 100 - jakie 120) powinni puszczać na kursie. Jak pisał poeta "ilu jeszcze jeźdźców przecwałuje?". Nawiązując do wpisu Kampiszona, nabyłem dziś okulary 3M i wieczorna jazda bez zamykania szybki była urocza nawet przy setce. A jakie zapachy!

2010-09-15 13:23:59 Michaliński

Rzeczywiście ten filmik ukazuje głupotę ludzi. Co im szkodzi poczekać te 2 minuty? A niech by takiemu zgasł silnik na przejeździe i katastrofa murowana. Głupota ludzka nie zna granic... Pozdrawiam!

2010-09-15 12:42:11 Marcin

zgadza się ta wczoraj była okropna mżawka jak wracaliśmy z kobyłki. Ja z kolei nagrałem tych ludzi z przejazdu kolejowego:
http://www.youtube.com/watch?v=-flVy2hACPE
Łukaszu, jeśli chcesz możesz ten filmik dołączyć do swego arta ;)

2010-09-14 22:42:46 bandziorro

Wyprawe do Wilczego Szanca opiszę wkrotce :) Po każdym wydarzeniu, które zamieszczam na blogu (poza kilkoma wyjatkami) potrzebuję odrobiny czasu zeby sie wszystko ulozylo w pamieci :)

2010-09-14 22:13:07 Kampiszon

Pociesze Cię, nie jesteś sam. Mam ten sam problem z kaskiem co Ty + brak antifoga. Na małe mżawki stosuję metodę otwarty wizjer i okulary na nos. Nawet specjalnie kupiłem tzw. zerówki :D Nie wiem od czego to zależy ale widać dużo więcej. No i dodałbym jeszcze jazdę w trakcie takiej mżawki. Dzisiaj wracając do domu miałem uślizg przedniego koła i już w myślach widziałem kontakt swojego motocykla z samochodem naprzeciwko. Byłem pewien że przeskoczy na "wczesnym żółtym" ale koleś dał po heblach. Mój błąd. Całe szczęscie obeszło się strachem bo reakcja podświadomie była prawidłowa. Niby nic a asfalt śliski. Masakra te kapuśniaki. A tak odbiegając trochę - Wilczy Szaniec, dla niewtajemniczonych siedziba Hitlera którą poźniej wysadzono, to genialne miejsce na wyprawę, ale nie w wilgotne dni. Chociaż widoki przednie. LEWA!

2010-09-14 22:07:32 dawid

Miałem to samo wczoraj, ale w mieście, więc o niebo lepiej. A miała być relaksowa przejażdżka przed snem. Masz rację, mżawka to koszmar. Cieszę się, że zdrowo dojechałeś.

  • Dodaj komentarz